Trochę na siłę można uznać, że kampanie marketingowe z okazji Prima Aprilis (PA) to działanie Real Time Marketingowe (RTM). Dlaczego na siłę? A to dlatego, że Prima Aprilis jest od średniowiecza obchodzony każdego roku w ten sam dzień, czyli 1 kwietnia. Spodziewamy się tego dnia, tak jak spodziewamy się innych kalendarzowych okazji. Zresztą w samej nazwie tego święta kłamczuszków zawarta jest powtarzalność, ponieważ z łac. Prima (dies) Aprilis dosłownie oznacza „pierwszy (dzień) kwietnia”.
Tymczasem RTM to strategia marketingowa, która zakłada reagowanie w czasie rzeczywistym na ważne i cieszące się popularnością wydarzenia. W przypadku RTMowego działania nie mamy zbyt dużo czasu na przygotowania i często działamy pod presją w myśl zasady „im szybciej tym lepiej” rozumianej jako „im szybciej tym większa szansa, że zażre”.
To, co łączy RTM z reagowanie na np. PA to kwestia podejścia do tworzenia kampanii. O tym dalej w zasadach, którymi warto się kierować.
Niemniej jednak Prima Aprilis to wyjątkowy dzień robienia żartów, psikusów, checheszkowania, śmieszkowania czy drobnych kłamstw, które są reakcją marek na konkretny obyczaj.
Ze względu na ten dzień rośnie motywacja do tworzenia contentu, którego celem może być wyprowadzenie w pole odbiorcy komunikatu.
Czy warto coś przygotować na taką okazję?
W moim przekonaniu marki powinny próbować coś zrobić, ponieważ powinny ćwiczyć swoją zdolność do reagowania na to co dzieje się „tu i teraz” oraz osadzanie swojej komunikacji w kontekście konkretnych wydarzeń.
Dlaczego warto to robić?
Dlatego, że stosunek wysiłku włożonego w przygotowanie komunikatu do efektu, który możemy osiągnąć, jeśli nasza akcja się uda, może być zaskakująco dobry. Poza tym, nie ma kary za nieudane działania komunikacyjne. Ludzie rzadko wspominają nieudane akcje. Ludzie znacznie częściej mówią o dobrych kampaniach. Zresztą sprawdź sam/a i pomyśl, jakie znasz świetne akcje, a jakie fatalne.
Nawet jeśli teoretycznie naszym działaniem zrobimy sobie kryzys, wywołamy negatywny szum, to za chwilę – w dobie przeciążenia komunikacyjnego – nikt nie będzie pamiętał kontekstu ani źródła. To, co zapamięta odbiorca, to marka. W tym sensie kryzys wizerunkowy niekoniecznie przekłada się na kryzys sprzedaży.
Zawsze jest ryzyko, że działanie się nie uda, że ktoś się źle poczuje. To część tej gry. Dzisiaj samo wrzucenie czegokolwiek do Internetu jest ryzykowne. Wrzucamy komunikat i zawsze ktoś się może przyczepić, ponieważ trafiamy do niehomogenicznej masy, czyli grupy ludzi, którzy mają różne motywacje.
Ślubna mowa granego przez Hugh Grant’a Charlesa, głównego bohatera filmu „Cztery Wesela i Pogrzeb” mogłaby być przykładem na to, że co mnie śmieszy, to niekoniecznie śmieszy Ciebie.
Jak więc żartować? Co zrobić, aby dowcip się udał?
Nie ma recepty, uniwersalnego przepisu na udane działania z okazji PM, ponieważ każda marka jest inna, mamy też do czynienia z różnymi grupami docelowymi.
Powinniśmy się skupić na trzech głównych składnikach udanej kampanii:
- Spójność z marką – z jej charakterem, sposobem komunikowania się. Brak spójności powoduje, że odbiorca komunikatu od razu zorientuje się, że coś jest nie tak.
- Wiarygodność – czyli chodzi o takie dopasowanie komunikatu, aby scenariusz wcale nie wydawał się niemożliwy.
- Kreatywność – czyli nutka czegoś niestandardowego, ten smaczek, który sprawia, że nawet jeśli odbiorca Cię zdemaskuje (a to część tej gry), to doceni kunszt i zaangażuje się np. w postaci komentowania czy udostępniana.
Zdjęcie: facebook.com/termymaltanskie/
Termy Maltańskie poinformowały, że z uwagi na obostrzenia związane z koronawirusem i zamknięciem aquaparków, chwilowo zmieniono ich charakter i baseny udostępniono dla fok z ZOO. Brzmi absurdalnie, ale w realiach lockdownu wcale się to nie wydawało tak nieprawdopodobne. Działanie wiarygodnie i spójne z marką. Czy kreatywne? To już odbiorcy sami muszą ocenić, ale komentarze wskazywały na to, że ludzie wchodzili w zabawę.